Polish News

Brudna twarz Hellady

Autor Aneta Wieczerzak-Krusińska

Source: www.parkiet.com

Surowce › Droga biegnąca wzdłuż Anargyroi kończy się nagle nad urwiskiem. Roztaczający się dalej widok w niczym nie przypomina wakacyjnej pocztówki z Grecji, w której znajduje się wioska.

– W tym miejscu droga zakręcała i ciągnęła się jeszcze trzy kilometry. Nagle wszystko runęło w dół – relacjonuje Georgios Tsismalidis, przewodniczący lokalnej rady Anargyroi w Zachodniej Macedonii (regionu w północnej Grecji). Dziś jest już jednym z nielicznych mieszkających w wiosce pracowników Public Power Corporation (PPC), największego greckiego przedsiębiorstwa energetycznego, kontrolowanego częściowo przez rząd w Atenach i odpowiadającego za ok. 30 proc. produkcji. Kiedyś cała miejscowość żyła z kopalni węgla brunatnego.

Coś się kończy, coś się zaczyna

10 czerwca 2017 r. w ciągu pół godziny osunęło się około 80 mln metrów sześciennych ziemi. To efekt dekad wydobycia węgla brunatnego. Decyzja o przesiedleniu prawie 200 mieszkańców Anargyroi zapadła natychmiast. Wcześniej przez lata nic się w tej sprawie nie działo, mimo zabiegów lokalnej społeczności. Sygnałem alarmowym były powstające na skutek osiadania terenu pęknięcia budynków i asfaltowej drogi. Podobne widać także na Śląsku.

– Warunki życia nigdy nie były tu łatwe ze względu na duże zanieczyszczenia powietrza. Od niemal 20 lat rozmawialiśmy o relokacji, a od 2015 r. mieliśmy wybrane nowe miejsce. Ale gdyby nie ta tragedia, do niczego by nie doszło – twierdzi Tsismalidis.

Przeniesienie wioski i rekompensaty dla przesiedleńców pochłoną 35–40 mln euro. Kolejne 100 mln euro pochłonie taka operacja w innej wiosce o nazwie Akrini. Zapłaci rząd z pieniędzy podatników. PCC płaci czynsz za tymczasowo zakwaterowanych w większej ok. 30-tys. Ptolemaidzie przesiedleńców.

Anargyroi jeszcze nie wyludniło się do końca. Za to znajdujące się ok. 30 km dalej Mavropigi od pięciu lat wygląda jak miasto duchów. Exodus zaczął się w 2013 r., po tym jak PPC zapłaciła rekompensaty. – Dostaliśmy 60 euro za metr kw., ale PPC w sądzie drugiej instancji zyskało możliwość redukcji rekompensat. Musimy oddać po 35 euro za metr kw., choć już kupiliśmy domy – skarży się Tassos Emmanuie, były przewodniczący rady Mavropigi.

– Firma jest w złej sytuacji finansowej. Obawiam się, czy dotrzyma zobowiązań w zakresie rekultywacji terenu. Jeśli nie, to problem spadnie na lokalną społeczność – mówi Lefteris Ioannidis, burmistrz Kozani. Kluczowe jest ustalenie planów przyszłego zagospodarowania przestrzennego. Dlatego Ioannidis chce usiąść do stołu z zarządzającymi PPC jako właścicielami ziemi i mieszkańcami okolicznych gmin, zainteresowanymi jej uprawą i wykorzystaniem.

Rozmów na razie nie rozpoczęto. Ale chętnych już widać. Na niewymagającej glebie można uprawiać lawendę i zioła. – Gdyby rekultywowano poodkrywkowe tereny, mielibyśmy więcej dostawców. Jest jeszcze przestrzeń na wzrost – mówi Tzimikas Sterigios, prezes Dioscurides Phytotherapy, lokalnej kooperatywy prowadzącej fabrykę produkującej m.in. aromatyczne olejki. Ze względu na małą skalę biznesu (400 tys. euro obrotów na rok) w regionie potrzebny jest pakiet takich inicjatyw. Jak szacuje grecki WWF, lokalna gospodarka w perspektywie 2040 r. potrzebowałaby 2,5 mld euro na rozwinięcie inwestycji w 12 zrównoważonych gałęziach gospodarki. – Ludzie z regionu nie mają pieniędzy, by zainwestować. Takie inicjatywy wymagają więc subsydiów – wtóruje Sterigios.

Rozmów na razie nie rozpoczęto. Ale chętnych już widać. Na niewymagającej glebie można uprawiać lawendę i zioła. – Gdyby rekultywowano poodkrywkowe tereny, mielibyśmy więcej dostawców. Jest jeszcze przestrzeń na wzrost – mówi Tzimikas Sterigios, prezes Dioscurides Phytotherapy, lokalnej kooperatywy prowadzącej fabrykę produkującej m.in. aromatyczne olejki. Ze względu na małą skalę biznesu (400 tys. euro obrotów na rok) w regionie potrzebny jest pakiet takich inicjatyw. Jak szacuje grecki WWF, lokalna gospodarka w perspektywie 2040 r. potrzebowałaby 2,5 mld euro na rozwinięcie inwestycji w 12 zrównoważonych gałęziach gospodarki. – Ludzie z regionu nie mają pieniędzy, by zainwestować. Takie inicjatywy wymagają więc subsydiów – wtóruje Sterigios.

Mieszkańcy okolicznych wiosek widzą potencjał ziemi. – Nie chcemy opuścić tego miejsca. Oczekujemy jednak, że PPC odda należycie rekultywowany teren – tłumaczy Costas Poutakidis, przewodniczący rady Akrini. Jak szacuje, PPC powinno rekultywować 15 proc. terenu. Tymczasem do tej pory oddali tylko 1–2 proc. W jego ocenie firma nie przestrzega standardów związanych z uzdatnianiem gleby, m.in. rozrzucając popiół ze spalania brunatnego paliwa i przykrywając go tylko cienką warstwą ziemi.

– Codziennie czujemy negatywne skutki wydobycia i spalania węgla brunatnego. Stan wody sukcesywnie się pogarszał. Trzeba ją sprowadzać z daleka, bo w tej miejscowej limity rakotwórczego chromu są przekroczone. O ile grecką dopuszczalną normą dla tego związku jest 50 mg/m sześc., a w UE – 100 mg/m sześc., to u nas jego poziom sięga 120 mg/m sześc. – precyzuje Poutakidis.

Na temat przyczyn przekroczonych limitów wypowiadali się naukowcy z Salonik i Aten – ich wnioski były skrajnie różne. Jednak zadziwiające jest to, że przez kilkadziesiąt lat działania PPC (!) w regionie nikt nie pokusił się o kompleksowe badania wpływu wydobycia i spalania węgla brunatnego na zdrowie.

W oceni Poutakidisa, d w Atenach przymyka oczy na problem. Bo Zachodnia Macedonia jest energetycznym centrum kraju, a PPC przyczyniło się w przeszłości do ekonomicznego rozwoju regionu.

Platforma wymiany pomysłów

Regionów opierających w całości gospodarkę na węglu jest sporo w Europie. Przedstawiciele ich władz lub reprezentanci, a także związki zawodowe m.in. ze Słowacji, Bułgarii, Grecji, Niemiec i Polski spotkali się na pierwszym Forum Burmistrzów w Kozani (50-tys. mieście w Zachodniej Macedonii), by rozmawiać o sprawiedliwej transformacji. A ta wymaga czasu i pomysłów. Każda węglowa gmina musi znaleźć własny pomysł na dalszy rozwój. – Przed takimi gminami jak moja nie ma przyszłości, jeśli nie znajdziemy alternatywy. Dlatego szukamy wsparcia i partnerstwa w każdej postaci – apelowała Elza Velichkova, burmistrz bułgarskiej gminy Bobov Dol. Intensywne wydobycie na przestrzeni ostatnich lat sprawiło, że populacja wzrosła ośmiokrotnie. Ale gdy zamknięto kopalnie, miejscowość wyludniła się. – Dziś nasza społeczność jest nieliczna. A my pozostaliśmy z wszelkimi możliwymi problemami, jakie mogą dotknąć gminę znajdującą się w trakcie transformacji – relacjonowała Velichkova.

Zdaniem burmistrz greckiego Eordaia każda gospodarka opierająca się tylko na jednym elemencie prędzej czy później trafia do ślepego zaułka. – Z nami właśnie tak się dzieje. Musimy stworzyć model oparty na kilku filarach, w którym sektor prywatny powinien grać pierwsze skrzypce – przekonywał. Dla Zachodniej Macedonii potencjał widzi w rolnictwie i alternatywnej turystyce. Bo choć Zachodnia Macedonia jako jedyny w Grecji region nie ma dostępu do morza, to mogłaby wykorzystać potencjał wielu znajdujących się tam naturalnych jezior. Winnica Diamantis znajduje się w jednym z takich malowniczych miejsc. Kolejny krok po rozszerzeniu potencjału ze 120 do 180 ha ma polegać właśnie na stworzeniu restauracji i być może udostępnieniu pokoi gościnnych.

– To nie mogą być zwyczajne miejsca pracy, ale miejsca pracy zapewniające porównywalne z obecnymi płace. Tylko wtedy lokalna gospodarka odniesie korzyści ze zmian – oponował George Adamidis ze związku zawodowego Genop-Dei w PCC. Działacze przestrzegali przed blakuotem, jeśli odejście od węgla będzie zbyt szybkie.

– Pięć lat temu związkowcy nie chcieli nawet rozmawiać o jakimkolwiek modelu transformacji. Dziś dyskutujemy o tym otwarcie, choć nie we wszystkim się zgadzamy – argumentuje Ioannidis. Wywodzący się z partii zielonych burmistrz Kozani zyskał poparcie w 50-tysięcznym mieście znajdującym się w środku węglowego zagłębia Grecji i całych Bałkanów, bo sprzeciwił się budowie nowej elektrowni. Ptolemaida 5 o mocy 660 MW – według harmonogramu – ma wystartować w 2021 r. Ale związki mówią o możliwym przynajmniej rocznym poślizgu. W ciągu najbliższego miesiąca dwie z czterech działających elektrowni ma być zamkniętych ze względu na zaostrzenie norm środowiskowych i nieopłacalność modernizacji bloków. Pytania o rentowność nowej elektrowni kwitowane są uśmiechem – podobnie jak te o ostatni blok węglowy w Polsce w Ostrołęce. Grecka inwestycja mimo mniejszej skali wyceniana jest jak rodzima – na 1,4 mld euro. Części pieniędzy PPC nadal nie ma. Ponad połowę dała zaś niemiecka instytucja – KfW. – Nie odpowiem na to pytanie. Dokumenty firmy pokazują, że elektrownia będzie opłacalna – mówi przedstawiciel PPC na nasze pytanie zadane przez WWF. – Gdyby to nie była państwowa firma, to już dawno by ją zamknięto – słyszymy od osób zbliżonych do PPC. Firma szuka kupca na część aktywów. Ewidentnie widać, że niegdysiejszy czempion najlepsze chwile ma już za sobą. W szczycie wydobycia (przypadającym na wczesne lata 2000) PPC produkowało nawet 55 mln ton rocznie. Dziś to ok. 27 mln ton z tendencją spadkową. PCC zatrudnia ok. 10 tys. osób w regionie, głównie w Kozani i Ptolemaidzie. – Stopa bezrobocia sięga 30 proc., a wśród młodych – nawet 72 proc. To najwyższy odsetek w UE – mówi Ioannidis. Zachodnia Macedonia jest na samym początku transformacji. – Realnym ryzykiem jest gwałtowny przebieg procesu transformacji ze względu na dużą skalę wzrostu cen uprawnień do emisji CO2, ale dziś mamy historyczną okazję, by coś zmienić – dodaje.

Czas pokaże czy niezbyt znana dotąd twarz węglowej Grecji zmieni się na bardziej zrównoważoną. Tej twarzy nie zna niejeden Grek, nie mówiąc o turystach przyjeżdżających na wybrzeże czy wyspy greckie.